Zarzekałam się, że nigdy w życiu,
że na sucho filcować bombek nie będę,
że takie, jak widziałam w internecie - z gwiazdkami, reniferami i Mikołajami - po prostu są nie w moim stylu...
No i proszę ... nigdy nie mów nigdy ...
... bombka filcowana na sucho ... jedwabiem.
Na wcześniej ufilcowanej na mokro otulinie z białej polskiej wełny wydziergałam igłą do filcowania takie oto maki - jak zwykle "z głowy", z pamięci, ze wspomnień letnich kwiatów.
Wykorzystałam czesankę jedwabną w przeróżnych kolorach i różnych gatunkach jedwabiu, czerwień, malina, akacja, melon ... odcienie przenikają się wzajemnie - a do tego jasna i soczysta zieleń. Jedwab daje połysk, te kwiaty mienią się same w sobie, bez dodatkowych sztuczek w postaci łapiących światło koralików, czy cekinów - chociaż zdjęcia nie oddają tego efektu.
Lubię korzystać z jedwabiu, bambusa, lnu - mam taką tajemniczą walizeczkę z przezroczystego plastiku, z przegródkami po obu stronach - w każdej przegródce inny kolor, spora kolekcja. To jak biżuteria na specjalne okazje. Nie używam na co dzień, ale z jaką przyjemnością.
Zdjęcia robiłam na drzewku w ogrodzie w pięknym słońcu - można powiedzieć w grudniu popołudniu.
Jak zwykle, zdjęcia nie oddają rzeczywistości. Moja koleżanka mówi, że to lepiej, bo potem człowiek jest zaskoczony pozytywnie, a przeważnie jest na odwrót.
Bombka filcowana była z myślą o kimś szczególnym.
Podarowałyśmy ją dzisiaj w podziękowaniu za serce i całą masę cierpliwości.
Wszystkiego najlepszego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz