niedziela, 28 czerwca 2015

kwitnące magnolie, czyli jedwabny szal filcowany na mokro

magnolie już przekwitły, 
ale to one właśnie zainspirowały mnie do ufilcowania tego szala ...


... delikatny, zwiewny jak mgiełka i oczywiście w bieli. 
Dla kogoś wyjątkowego. W podziękowaniu.


Szal z jedwabiu, kwiaty magnolii - białe i bladoróżowe z wełny z merynosów, filcowane jedynie na mokro.


Zdarzają się takie prace w rękodziele, które bardzo trudno uchwycić w obiektywie, 
ta należała do najtrudniejszych.


Zdjęcia nie oddają urody - ani kwiatów, ani szala.


Ten post, to w pewnym sensie również pożegnanie, rozstajemy się na czas jakiś. Powiedzmy na wakacje, chociaż właściwiej będzie okreslić to jako urlop ... na czas nieokreślony. 
Miło było z Wami spędzać czas. 
Jeszcze milej będzie wrócić do pisania bloga.
Życzę wszystkim wspaniałych wakacji, nowych pomysłów, nowego hobby i dużo dobrej energii.


środa, 6 maja 2015

sukienka filcowana na mokro

I co ja na siebie włożę?


Od takiego pytania zaczynamy wyprawę na zakupy, albo ... uruchamiamy naszą kreatywną naturę...


Duży format w filcowaniu pociąga mnie od dawna, ale wydaje mi się, że poncza, swetry i suknie filcowane w całości dodają zawsze kilogramów, a co najmniej objętości... 
A ja szukam raczej odwrotnego efektu.


Próbuję wobec tego formy mieszanej. 
Najpierw na kawałku gazy bawełnianej układam wełnę z merynosów: czarne tło, oliwkowa zieleń z odrobiną jasnej, czerwień połączona z odcieniami pomarańczu.


Układam maki, filcuję je na mokro.
                       W ten sposób powstaje przód sukienki.                                              

Muszę wykombinować jeszcze, z czego będzie reszta i jak to połączę.


Dodatkowo stosuję przeszycia na maszynie, żeby urozmaicić fakturę.

               
             Uwypuklam kształt kwiatów, pąków, liści i łodyg.                                                   

Używam czarnej nitki, a przeszycia ciągną się w kierunku od dołu sukienki do góry, co moim zdaniem powinno wysmuklać sylwetkę i mam szczerą nadzieję, że takie założenie się sprawdzi.


Wełnę układałam od razu na bawełnie wyciętej w formie przodu sukienki, ale po ufilcowaniu musiałam wyrównać brzegi i boki, żeby przy łączeniu z tekstylną częścią wszystko się zgadzało.


To dopiero część mojej sukienki, przede mną sporo pracy, sama jestem ciekawa końcowego efektu.


I czy będę miała co na siebie włożyć?
cdn.

sobota, 25 kwietnia 2015

rękodzieło, prawa autorskie i inspiracje

Poniższy post jest o pasji do filcowania, malowaniu wełną, własnych pomysłach i inspiracjach i o prawie autorskim do własnych wzorów w rękodziele. Wszystkie zamieszczone w nim zdjęcia są zdjęciami moich prac, które już wcześniej pojawiały się w moim blogu.



Natknęłam się na bardzo ciekawy artykuł na facebooku - http://qrkoko.pl/prawo-autorskie-w-rekodziele/ - autorka zajmuje się rękodziełem, ale też pisze artykuły związane z szerzej pojętym tematem. Raczej nie ma nic wspólnego z filcowaniem, ale teksty ciekawe, czytałam już kilka i polecam. Tym razem dość szczególnie zajęła się tematem plagiatów i praw autorskich.


Osobiście uważam, że oglądanie prac innych rękodzielników lub też jeżeli wolicie - artystów rękodzieła - kradnie przede wszystkim czas, dlatego pozwalam sobie na to bardzo rzadko, ale wystarczająco, aby zauważyć, że prac kopiowanych w internecie jest cała masa. Chociażby przykład powielania wzorów pewnej Renaty z Litwy, która skądinąd jest prawdziwą mistrzynią filcowania. Owszem, sprzedaje ona tutoriale na swojej stronie i prowadzi chyba mnóstwo warsztatów w Polsce, których wynikiem są podobne do siebie torebki z makami lub innymi motywami kwiatowymi w jednym stylu - aż dziw bierze, że jeszcze nie widziałam takiej na ulicy.


Oczywiście nie można zastrzec sobie wzoru maków, maki nie są w końcu niczyją własnością, rosną sobie niewinnie na polach i bezdrożach, zupełnie nieświadome tego, jak nagminnie są używane w rękodziele. 
Sama zresztą należę do grona wielbicieli urody tych kwiatów, i maluję maki wełną i jedwabiem chętnie i namiętnie. 
Maki zawsze były ważne w moim życiu - jak wszystkie delikatne, polne kwiaty - na długo zanim zajęłam się rękodziełem, wpisywały się w mój życiowy krajobraz. Moja Babcia również sięgała po ten motyw haftując i wyszywając. 


Ale próbując uchwycić ulotny urok maków, nie wykorzystuję i nie kopiuję cudzych wzorów. Filcując, opieram się na samej naturze, na zdjęciach natury, albo na swojej wyobraźni. Nie wzoruję się również na tutorialach.


 Zresztą nigdy nie brałam udziału w żadnych warsztatach z filcowania, jestem samoukiem i podstaw nauczyłam się z prostych tutoriali - darmowych i ogólnie dostępnych - na angielsko-języcznym blogu (bo nie natrafiłam na polskie, które podawałyby jasną i pełną informację) - jak zrobić płaski kawałek filcu, czyli flat felt - jak zrobić bezszwową torebkę, czyli seamless bag i jak zrobić trójwymiarową formę, czyli 3D felt - to było moje przygotowanie techniczne, bo tutoriale uczyły techniki tylko i wyłącznie, pozostawiając sprawę wzorów wyobraźni każdego z osobna. Polecam zresztą stronę, znalazłam ją przypadkiem w internecie:
 http://www.rosiepink.typepad.co.uk/


Wypróbowałam jeszcze dwa tutoriale znalezione w internecie, a opublikowane w jakimś magazynie rękodzielniczym, autorstwa Wendy Bailye  - jak zrobić kwiat i jak filcować z jedwabiem z recyklingu - artystka mieszkając w ciepłej Australii poszukuje głównie zastosowania filcowania do możliwie najcieńszych i najlżejszych tkanin - (co mnie zresztą na przyszłość zainspirowało do wykorzystywania jedwabnych szmatek z odzysku w niektórych moich pracach - jako element ozdobny, podkład albo podszewkę...)


Taka nauka wystarczyła mi na zdobycie podstawowej techniki, reszta jest wynikiem eksperymentów "on my own". 
Rękodzieło nie ma granic, można powiedzieć "sky is the limit", granicę wyznacza tylko nasza wyobraźnia
 i ewentualnie ilość materiałów, jakimi dysponujemy - (czasami to dość duże ograniczenie, bo dobre przedmioty wychodzą tylko z materiałów dobrej jakości, a te zawsze są drogie).


Wydaje mi się więc, że problem z tutorialami polega właśnie na tym - powinny uczyć techniki, a często pokazują krok po kroku, jak zrobić wzór - trudno wtedy spodziewać się, że go potem nie zobaczymy w wielu odsłonach, być może różnej jakości, w zależności od sprawności naśladowców, ale w takim samym stylu. W przypadku filcowania mamy tylko to szczęście, że niemożliwe jest odtworzenie 1: 1 wzoru w oparciu o samo zdjęcie - kolory, proporcje, wielkość, wszystko to ulega zmianom w procesie tworzenia. 


Tak jak maki w naturze przybierają różne kształty, barwy, układ płatków, wielkość ... tak każda filcarka układając je z wełny robi to inaczej, po swojemu - wtedy mamy gwarancję, że wychodzą różnie, że każde są inne. 



Jeżeli powielamy sposób układania wełny według tego samego tutorialu, maki są bardzo podobne. Mogę rozpoznać terebki i kwiaty wzorowane na tutorialu wymienianej już Renaty, chociaż widziałam tylko jego okładkę w internecie. (swoją drogą kobieta filcuje przepiękne wzory, warto zobaczyć, choćby z ciekawości)


Inspiracją może być wszystko, co spotkamy na swojej drodze - ja lubię robić coś oryginalnego, w czym widać moją rękę: np. mój pomysł na miejskie krajobrazy na filcowanej torebce takie jak Paryż, Warszawa, Manhattan, miasto, morze - to mój własny projekt, najbardziej dla mnie charakterystyczny. Takich torebek z dziewczyną powstało  kilka, każda inna, każda jedyna w swoim rodzaju, jeden jedyny egzemplarz na świecie.


I jakież było moje zdziwienie, gdy na blogu jednej z osób, które polubiły mojego bloga zobaczyłam torebkę z paryskim krajobrazem i Wieżą Eiffla ..., z podpisem w stylu: "zawsze marzyłam o zrobieniu paryskiej torebki" - wpis z datą znacznie późniejszą umieszczenia zdjęć mojej Paryżanki  - no, cóż ... w końcu nie jestem właścicielką wieży ...
Zabawne jest to, że potem na etsy - lubię czasem zerknąć, co tam się dzieje - znalazłam jeszcze jedną torebkę paryską wstawioną przez ukraińską filcarkę - niby inna kolorystyka, inny kształt i inna jakość, ale nie ma mowy o przypadku - a Ukraina jest po Polsce drugim odbiorcą mojego bloga, prześcignęła nawet Stany.


Nie czuję się zagrożona tym faktem, może dlatego, że nie produkuję filcu w dużych ilościach, moje prace są zawsze pojedyncze i starannie wykonane. Myślę, że wystarczająco charakterystyczne, żeby się nie pomylić. 
Ale nie chciałabym oczywiście, żeby ktokolwiek kiedykolwiek pomyslał, że to ja byłąm naśladowczynią.


Zgadzam się ze stanowiskiem autorki tekstu - którą pozdrawiam razem z całym Białymstokiem, gdyby kiedys trafiła na mojego bloga. 


Nie rozumiem tylko osób kopiujących - rękodzieło to chyba pasja i każdy chce być rozpoznawalny jako marka - ja może nie filcuję dużo, ale chcę, żeby moje pomysły były charakterystyczne, żeby w nich było widać mój styl, jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny. Tak rozumiem rękodzieło, każda praca powinna być jedynym egzemplarzem na świecie, bo jest wykonana ręcznie, a nie maszynowo. I może właśnie o to chodzi, że robię niewiele, bo stawiam na jakość, a nie na ilość


I eksperymentuję szukając nowych rozwiązań, nowych pomysłów i nowych możliwości w mojej technice, a to wymaga czasu. dużo więcej niż kopiowanie.


Oczywiście maki i miejskie krajobrazy z dziewczyną na pierwszym planie to nie jedyne moje pomysły.


Tematy pojawiają się same. Chętnie próbuję nowych technik, jak przeszycia  widoczne na niektórych moich pracach, filcowanie na mokro i sucho, wykorzystuję jedwab, kawałki jedwabiu z recyklingu, maluję wełną obrazy, próbuję, kombinuję, szukam nowych form ...



Dbam o jakość, wykończenie, dobre materiały ...


Mam jedną zasadę - na moim blogu umieszczam tylko zdjęcia zrobione przeze mnie i w większości są to zdjęcia prac wykonanych przeze mnie (za wyjątkiem może poduszek po babci, lub innych przedmiotów, które są moją własnością i wyraźnie wtedy zaznaczam, kto jest ich autorem).


Kopiowania pewnie nie unikniemy- ale z pewnością nie wszystko da się skopiować. Na przykład ta praca powyżej jest nie do podrobienia - tego jestem w 100% pewna. Dlaczego? ...
I z tym optyistycznym akcentem na zakończenie życzę wszystkim, którzy mają pasję własnych pomysłów.

piątek, 24 kwietnia 2015

hand felted for your head

I'm head over heels in love with all kinds of hats, headbands, wreaths, flowers and different ornaments one can use for ... 
the head.

So far, I came up with a few lovely flower wreaths,



a couple of hats,



and one "fascinator" - a little hat on a headband.


All above handmade of fine merino wool, 
wet felted using just warm water and some natural soap,
 rolled and formed to an expected shape with my own two hands.

I really enjoy experimenting, so I just might continue.

czwartek, 23 kwietnia 2015

wianki ręcznie robione, filcowane na mokro

kwiaty we włosach potargał wiatr ...


...wianek zamówiła najstarsza córka - chciała mieć oryginalny, inny niż z sieciowych sklepów, pasujący do stylizacji "dzieci kwiaty"...


Zrobiłam trzy wianki: drobne kwiatki, filcowane na mokro, z wełny z merynosów w odcieniach od bladego po amarantowy róż z dodatkiem oliwkowej zieleni, z perełkami lub koralikami w każdym kwiatku.


Jeden zaginął w akcji - mam nadzieję, że cieszy oko szczęśliwego znalazcy - ale na pewno zrobię jeszcze kilka. 
Moja pięciolatka domaga się kwiatków w błękitach. 
Może poszaleję jeszcze z kolorami, w końcu zbliża się okres komunijny i my też mamy przed sobą taką okazję w rodzinie. Teraz wianki są na czasie nie tylko dla komunijnych dziewczynek, a to naprawdę wdzięczna ozdoba, trochę wcześniej zapomniana.

wtorek, 21 kwietnia 2015

filcowany ręcznie kapelusik w formie kwiatka

na wiosnę kapelusik kwiatek ...


... dla dziewczynki, która lubi kolor różowy.


To kolejny eksperymment z serii kapeluszowej, dla uroczej pięciolatki, która jak prawdziwa kobieta często zmienia zdanie i już w trakcie filcowania zdecydowała, że jednak chce kapelusz niebieski. 
Zobaczymy.


Jak zawsze - delikatna wełna z merynosów w odcieniach różowych z dodatkiem zielonych listeczków, ciepła woda, naturalne mydło i trochę mojej pracy.