I co ja na siebie włożę?
Od takiego pytania zaczynamy wyprawę na zakupy, albo ... uruchamiamy naszą kreatywną naturę...
Duży format w filcowaniu pociąga mnie od dawna, ale wydaje mi się, że poncza, swetry i suknie filcowane w całości dodają zawsze kilogramów, a co najmniej objętości...
A ja szukam raczej odwrotnego efektu.
Próbuję wobec tego formy mieszanej.
Najpierw na kawałku gazy bawełnianej układam wełnę z merynosów: czarne tło, oliwkowa zieleń z odrobiną jasnej, czerwień połączona z odcieniami pomarańczu.
Układam maki, filcuję je na mokro.
W ten sposób powstaje przód sukienki.
Muszę wykombinować jeszcze, z czego będzie reszta i jak to połączę.
Dodatkowo stosuję przeszycia na maszynie, żeby urozmaicić fakturę.
Uwypuklam kształt kwiatów, pąków, liści i łodyg.
Używam czarnej nitki, a przeszycia ciągną się w kierunku od dołu sukienki do góry, co moim zdaniem powinno wysmuklać sylwetkę i mam szczerą nadzieję, że takie założenie się sprawdzi.
Wełnę układałam od razu na bawełnie wyciętej w formie przodu sukienki, ale po ufilcowaniu musiałam wyrównać brzegi i boki, żeby przy łączeniu z tekstylną częścią wszystko się zgadzało.
To dopiero część mojej sukienki, przede mną sporo pracy, sama jestem ciekawa końcowego efektu.
I czy będę miała co na siebie włożyć?
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz